Moją historie mogę opisać w skrócie w niewielkich zdaniach mający na
celu przekazać najważniejsze skrypty mego dzieciństwa jak i powodu dla
którego jestem w owym miejscu. Po zachowaniu zwykle się ocenia
człowieka, czy jest jednak przegrany uznać trzeba przekwalifikowując
jego narodziny, wychowanie wielkie ma znaczenie, to co nauczyło utkwiło w
głowie. Każdy ma swą historie przez którą jest tym kim teraz. Moja
sprawiła że tkwi we mnie ścierwo, stworzenie gotowe przeistoczyć
najbliższe mi osoby niebo w najmroczniejsze piekło porównując od
spalenia żywcem do zadania fizycznych poważnych raz bronią biała. Od
wielu lat próbuję się z tym uporać, odkąd moja matka... straciła za mnie
życie. Przelewam masę łez co noc próbując wszystkich sztuczek
zwalczenia w sobie strachu i braku równowagi. Nie poddaje się, wiem że w
końcu to zwalczę... moja przemyślenia tak mocno zasyfiły mi głowę
podczas nowej wędrówki w nowe miejsce mego postoju, że nie widziałem nic
mimo iż spoglądałem wzrokiem w to i owo. Omijałem przeszkody które
stoją mi na drodze spokojnie targając torbę z najcenniejszymi rzeczami
jaki posiadałem. Wzrok wrócił do normy, odzyskując świadomość jak i
ostrość. Słyszałem dudniąca muzykę w mych uszach, słuchawki na fula
odpalone z mocnym basem tłumiły wszystkie niepotrzebne wybryki.
Zastanawiała mnie jeszcze ostateczna część... jak długo uda mi się tutaj
przetrwać.. czy sam ocieknę? Czy wygonią mnie jak ostatnie bagno.
Podczas wyprawki w me nowe pomieszczenie do spania, napotkałem
przeszkodę której nie uchwyciłem wzrokiem.
-Wybacz... - instynktownie odparłem uderzając ciałem o drobną nieco
istotę. Kobitka zerknęła na mnie zaraz gdy również ogarnęła sprawę.
-Nie szkodzi - podniosła szybko kącik ust, po czym przepuściłem ją dalej
odprowadzając ją wzrokiem aż zniknęła za rogiem korytarza.
-Woaw.... - westchnąłem zdziwaczały, jeżeli tutaj są takie dziewczyny to
ja tu chce zostać na wieki... Otworzyłem drzwi do pokoju, zostawiając
torbę po czym szybko wybiegłem uderzając jeszcze o próg... Trochę
pomasowałem się i szybko usiłowałem zamknąć drzwi, przekręciłem zamek po
czym znów popędziłem ale wróciłem szybciej niż myślałem bo zostawiłem
kluczyk, odruchowo zabrałem chowając szybko w kieszeń.. Czułem się jak
śliniący pies na suczki. Zastanawiałem się gdzie podąża dziewczyna.
Wyszła na zewnątrz do ogródka, na niewielkie pole do ćwiczeń. Fajne
boisko swoją drogą. Widziałem w niej już zapał jak usiłowała potrenować,
już wiedziałem że jest nieugięta i waleczna. Zapewne jakieś tajne
sztuki walki, zdaje mi się że gdzieś je już widziałem.
-Fajnie się ruszasz - rzekłem po chwili gdy stanąłem w kratowych
drzwiach. Spojrzała na mnie zdziwiona, błysk w oku zdradził jej myśli.
-Dziękuje.. - przestała, obniżyła ręce do tułowia po czym jednym złapała się za biodro.
-Co tu robisz? - dopytała mało zaciekawiona.
-Rozrywki szukam, nowy jestem. Dementor się kłania. - kładąc rękę na piersi oraz chowając drugą za plecami przedstawiłem się.
-Słodko - słyszałem ten delikatny sarkazm w głosie - Lisabeth -
rzekła podczas gdy schyliła się po butelkę z wodą w roku boiska.
-Trenujesz sztuki walki? - dopytałem jak głupi.
-Owszem, znasz je? - podniosła brwi po czym otworzyła napój popijając podczas czekania na mą odpowiedź.
-Za swego czasu trochę się tym ciekawiłem. Pokażesz mi parę ruchów? -
spytałem ściągając bluzę występując przed nią w samym czarnym
naramienniku oraz opaskami na rękach.
-Nie myśl że będę się litować. Może boleć - zaśmiała się.
-Przeżyje. - uśmiechnięty w odpowiedzi, pewny siebie czekałem na ruch.
< Lisabeth? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz