Dzisiaj dość nudny zapowiadał się dzień, nikogo jeszcze nie znałem.
Znalazłem w swoich rzeczach kartę jeździecką i w sumie czemu by się nie
zapisać. Przypomniały mi się dawne chwile z moim przyjacielem który
trenował ze mną od źrebaka. Zdechł gdy miałem 15 lat, taki wiek...
Wyruszyłem więc nie marnując swego czasu na łóżku, chce w końcu dać coś
od siebie jak pragnąłem tego kiedyś.. jak zapewne chciała również moja
matka. Podczas zamykania drzwi napotkałem problem, zamek odmawiał
posłuszeństwa i mimo przymykania, otwierania , szarpania nic nie
pomagało, byłem już na skraju nerwowego. Ukazałem już swe zęby z
uniesionymi wargami z wzrokiem szatana, powieki otworzone na maksa. Gdy
zamknęły się w ostatniej chwili we mnie już niestety buzowała naturalna
niezrozumiałość. Wyjąłem szybko kluczyk i rzuciłem nim o ścianę
wykonując pół obrotu. Nie obyło się bez kopania i zgniatania jak szczura
biednego, metalowego kluczyka. Opanowałem się gdy zawleczka z numerem
pękła. Oparłem głowę o ścianę i uspokoiłem oddech a mięśnie powoli
opadały przywracając mi równowagę nad ciałem.
-Okey spokojnie... - szepnąłem sięgając po kluczyk. Włożyłem do tylnej
kieszeni, następnie wyruszyłem do klubu jeździeckiego zapoznać się z
trenerem jak i moim nowym przyjacielem, mam nadzieje że nie wyczuje co
we mnie siedzi i polubi mnie dość szybko.
Udało mi się zapoznać z ładną czarno-bordowa klaczą z białym
diamencikiem na pośladku. Na początku nie ufnie na mnie spoglądała,
ukazałem że jednak nie potrafił bym zrobić jej krzywdy świadomie. Oddała
mi przewagę, bardzo zgrabna lecz młoda dziewczynka. Będzie dużo roboty
ale widząc jej potencjał, nie będzie źle. Podczas zabawy, zauważyłem
dziewczynę która akurat upadała. Od razu podbiegłem z zdziwienia co się
stało.. ktoś w nią czymś rzucił? A może z ciśnienia... wiele powodów
mógł być jednak jak ktoś upada i przez chwile nie wstaje nie jest dobrym
znakiem. Klęknąłem przy niej obracając ją na plecy, chwyciłem
delikatnie za ramiona.
-Hey.. słyszysz mnie? - spytałem zaciekawiony, skupiłem się na jej
wyglądzie i przyznać muszę... kurdeczka dupeczka nie z tego kraju. Od
razu pojawił się dziki uśmiech, ale po chwili czułem jak się rusza.
Spojrzałem w jej oczy chcąc się ładnie przywitać, zamiast tego obiła mi
czoło, odrzuciło mnie momentalnie, upadłem na cztery litery opierając
się jedną rekom a drugą masując obolałe miejsce. Aż zagwoździło mi coś w
uszach. Po tym jak również się wymasowała, wstała szybko jednak przez
to znów prawie padła, zdążyłem podskoczyć i chwycić ją znów.
-Spokojnie.. nie bój się. - odparłem. Nie wiedziałem gdzie tak pędzi ale
widząc jej stan zdrowia raczej nie chciałem jej pozwolić.
-Nie boje się... jestem spóźniona - szybko rzekła po czym odzyskała siły
, odbiegając zabrała swe rzeczy. Wstałem na proste nogi, pomachałem
delikatnie spoglądając na jej ciało podczas biegu. Mrrrraśnie... Wbiła
to budynku z dziką nazwą z znakami wodnymi... Pewnie ćwiczyła basen.
Odwróciłem się po czym poczułem że na coś nadepnąłem, zerknąłem od razu,
podniosłem okulary.. zapewne dziewczyny. No nic, musiałem czekać aż
stamtąd wyjdzie. Podszedłem do schodów i usiadłem, po chwili bolała mnie
jednak kość ogonowa więc postanowiłem się przejść, oparłem się o
ścianę. Po 2 do 3 h dziewczyna wyszła, nie zbyt zadowolona albo
zmęczona... ciężko rozpoznać.
-Hey - krzyknąłem nawołując spokojnie. Dziewica odwróciła się spoglądając na znajomego zapewne człowieka.
-ou.. hey.. słuchaj przepr... - nie dałem dokończyć.
-Nic się nie stało - z uśmiechem dotknąłem jej ręki i podałem okulary. - Chyba to należy do ciebie. - rzekłem słodkim głosem.
Martyna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz