Rozbawiła mnie sytuacja, gdy trener rzucał piankowymi kostkami w
chłopaka tylko dlatego, że ze mną teraz rozmawiał. Choć w sumie… powód
mógłby być też inny… Zostanę przy tej pierwszej wersji.
- Martyna, chodź tu na chwilkę – usłyszałam nad sobą głos trenera.
Wzięłam głowę w górę na starszego mężczyznę, opierając się rękami o
brzeg basenu. Delikatnie machałam nogami, uderzając nimi w ścianę.
- Dobierał się do ciebie? - spytał. Odchyliłam głowę do tyłu, mrugając
kilka razy oczami z zaskoczenia. D-dobierał? Momentalnie spłonęłam,
patrząc gdzieś na bok. - Czyli tak? - kontynuował.
- Nie! - zawołałam, robiąc się pewnie jeszcze bardziej czerwona. Dorosły
jakby odetchnął z ulgą, gdy usłyszał moją stanowczą odpowiedź. Co mu
przyszło do głowy, by tak myśleć…? Chociaż nie, wolałabym raczej nie
wiedzieć.
- To o czym rozmawialiście? - znowu zapytał.
- O wyścigach międzyszkolnych… - zaczęłam, nieśmiało spoglądając na
twarz trenera. Ciekawe, jak bardzo głupio zabrzmi to, że chcę wziąć w
nich udział. Przecież dopiero co dołączyłam do tego klubu, nawet nie
wspominając o tym, że to pierwszy taki mój raz, gdy pływam z kimś.
Oczywiście nie licząc małych dzieci, przy których zwykle trenowałam, ale
co poradzić, skoro basen szkolny i pływałam u najzwyklejszego na
świecie ratownika.
- Czyli jednak nie o głupotach… - szepnął pod nosem. - I co w związku z tym? - spytał. Dam radę, to tylko pięć słów.
- Chcę wziąć w nich udział – odpowiedziałam, uśmiechając się odważniej.
Mężczyzna jakby się właśnie zastanawiał, złapał się dłonią za podbródek,
mrucząc coś znowu przy swojej osobie. Powoli robiło mi się zimno z
powodu braku ruchu, jednak starałam się to zignorować. Mimo wszystko
zaraz zaczęłam pocierać dłońmi swoje uda, na których wyskoczyła mi gęsia
skórka.
- Pomyślę nad tym. A ty za ten czas możesz się trochę przepłynąć, jak
chcesz. Dopiero jutro zaczniesz ostrzejszy trening – odpowiedział po
jakiejś minucie, po czym odszedł w swoją stronę. Jeszcze spojrzałam za
odchodzącym trenerem, który po kilku krokach poślizgnął się na swoich
klapkach i o mało co nie przewrócił. Jednakże utrzymał równowagę, a ja
się schowałam w wodzie, cicho się śmiejąc. Może jeszcze z dwa baseny
delfinem lub kraulem… Ukradkiem spojrzałam na dwa tory dalej, na Evansa,
który wykonywał swoją karę. Płynął właśnie na plecach. Znowu się
zaczerwieniłam, po czym odepchnęłam nogami od ściany.
Evans? Spoczko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz